Wrzesień, 2016
Dystans całkowity: | 1077.26 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | b.d. |
Średnia prędkość: | b.d. |
Liczba aktywności: | 12 |
Średnio na aktywność: | 89.77 km |
Więcej statystyk |
Bez celu
-
DST
89.15km
-
Temperatura
18.0°C
-
Sprzęt Kalkhoff
-
Aktywność Jazda na rowerze
Najpierw na cmentarz. wyrzucić, co niektóre zwiędłe już po pogrzebie kwiaty, potem przed siebie, do Klinisk i dalej lasem do "chociwelki". Pochmurnie i deszczowo, wróciłem już przemoknięty. Spotkałem jednego kozaka, w dwóch miejscach kilka starych maślaków, w samym lesie goryczaki, niejadalne monetnice plamiste, pojedyncze starsze podgrzybki, nie było sensu zbierać.
Sierpień. Do zobaczenia Mamo !
-
DST
0.01km
-
Sprzęt Kalkhoff
-
Aktywność Jazda na rowerze
Ponieważ 2 osoby wyraziły zaniepokojenie moją nieobecnością w sierpniu, pora podsumować ten miesiąc. Dziękuję za pamięć! Był to miesiąc, w którym życie pokazało swoją mniej przyjemną twarz i trzeba było się pożegnać na tym świecie z Mamą, która zmarła 20 sierpnia, po miesięcznej chorobie. Mama zachorowała już w lipcu i początkowo wydawało się, że idzie wszystko ku dobremu. Na kilka dni przed planowanym wyjściem, wyszła druga choroba zakończona operacją, którą jak się wszyscy spodziewali nie przeżyje. Przeżyła, wybudziła się, ale po dwóch dniach zatrzymało się na chwilę serce. Od tej chwili, trzeba było się liczyć z najgorszym, choć wcale nie było to przesądzone.
Cieszy mnie jedynie to, że wydaje mi się, że stanąłem w tym czasie na wysokości zadania, co w obecnych czasach, gdzie udaje się, że nie ma śmierci i chorób wcale nie jest takie oczywiste. Tak się złożyło, że w październiku 2014, Bóg, opatrzność, los, przypadek, jak kto woli, spowodował, że natknąłem w TVP na ks. Jana Kaczkowskiego, prowadzącego Hospicjum w Pucku. Postać, była nietuzinkowa, na śmierci i chorobach znał się jak mało kto. Zmarło bezpośrednio przy nim 3000 osób, z drugiej strony nie był to tylko teoretyk, bo sam się zmagał z dwoma nowotworami, w tym jednym w 100 % śmiertelnym. Zmarł w tym roku, mając niecałe 39 lat.
Kiedy śledziłem jego na aktywność, m.in. na You Tube, przeczytałem książki o bioetyce , traktowałem zdobytą wiedzę, jako czysto teoretyczną, bo każdy myśli, że to jego nie dotyczy. Teraz bardzo się przydała, udało się wszystko zorganizować tak, że Mama nie cierpiała zarówno pod względem medycznym, ale i psychicznym. Nie było kłamania, wciskania banałów, „będzie dobrze”, czego nie nienawidzą chorzy, wciskania rosołku, który ma spowodować, że chory nagle odzyska siły, czy robienia szopek nad ciałem zmarłego, które są często tym większe im gorzej się żyło z kimś za życia. Trochę sobie porozmawiałem na te tematy z lekarzami na oddziale szpitalnym, gdzie śmiertelność sięga 90 %. Było po postu normalnie, bo choroba nie powinna niczego zmieniać w traktowaniu człowieka. Czasami wystarczy tylko kogoś potrzymać za rękę, porozmawiać, wysłuchać, wytłumaczyć co się dzieję i dlaczego pod względem medycznym itd. Najgorsze co można zrobić, to zagadać chorego jeżeli on sam nakierowuje rozmowę na temat śmierci, jak chce dać dyspozycje, to zaprzeczyć, nie pozwolić mówić, w stylu „ nawet tak nie mów, będziesz żył/ a jeszcze 100 lat”. Tak się często mówi, bo to jest najłatwiejsze, ale tylko dla nas. Różnych myśli w głowie jest więcej, ale poprzestanę na tym, bo w końcu jest to blog rowerowy. Z drugiej strony opisane wydarzenia mają związek z tematem strony, bo znacząco wpłynęły na jazdę w ostatnim czasie i równie znacząco będą wpływać na jazdę w czasie przyszłym. Po prostu odzwyczaiłem się od długich wycieczek i bicia rekordów, nie odczuwam też parcia na układanie jakiś turystycznych wycieczek.
Na koniec wstawiam poniżej bardzo ciekawy wykład o bioetyce w odniesieniu do ciężko chorych czy wręcz umierających.
Warto wysłuchać jak komuś się akurat wali wszystko na głowę z powodu choroby bliskiego.
https://www.youtube.com/watch?v=K4tEKUQhab4
Dystans 723,15 km :( 27.07 - 31.08). Później jakoś to rozpiszę.