Szczecin - Eberswalde - nocą
-
DST
105.04km
-
Temperatura
5.0°C
-
Sprzęt Kalkhoff
-
Aktywność Jazda na rowerze
Eberswalde - kolejowe parkingi rowerowe. Jak się zgodzi wlaściciel zdjęć, za jakiś czas wstawie wspólne fotki zrobione na granicy.
Warunki pogodowe: wiatr zachodni o sile 4 – 5 m/s, tym samym jechało się pod wiatr, lub miało się wiatr boczny. Temperatura minimalna 5 stopni, jak dla mnie dużo lepsza niż w ostatnim roku, gdzie w ciągu dnia było w Berlinie 35 stopni w cieniu.
Trasa: przez Rosówek i dalej niemiecka droga krajową B2.
Opis. Wyjazd spontaniczny i to bardzo, związany ze „Sternfahrtem”
( http://www.bikestats.pl/wydarzenia/Sternfahrt-2012-Berlin_1412.html ), choć ostatecznie dojechałem tylko na miejsce zbiórki.
Jeszcze o 23. 00 miałem w planach zostanie w domu, ale potem mnie wzięło, jak to tyle osób jedzie sobie nocą a ja mam zostać w domu. Spakowałem parę rzeczy i postanowiłem, że jadę, choć od początku nie miałem przekonania, że dojadę do samego Berlina. Około godziny 0:20 zjawiłem się na placu Lotników, bez żadnych zapasów, akurat w chwili, gdy cała grupa ruszała w trasę. Zdążyłem tylko powiedzieć by na mnie nie czekali, gdyż muszę najpierw nabyć prowiant. Nie liczyłem, że ich dogonię. W Przecławiu przechodzień poinformował mnie, że grupa rowerowa jechała jakieś 10 minut temu.
Ku mojemu zdziwieniu grupę dogoniłem na granicy. Był jeszcze czas na postój zdjęcia. Następnie rozpoczęło się długie czekanie, z powodu jakieś usterki roweru jednego z uczestników. Po skompletowaniu uczestników, gdy grupa miała już jechać, okazało się, że ktoś złapał kapcia, być może w trawie podczas robienia wspólnego zdjęcia.
Ponieważ nie zapisywałem się na wspólną jazdę, uznałem, że regulamin jazdy nakreślony przez Yogiego, mnie nie obowiązuję i ruszyłem w drogę, nie chcąc dalej marznąć, w przekonaniu, że i tak mnie wkrótce wyprzedzą. Grupa mnie nie dogoniła, a ja o 6.00 rano byłem w Eberswalde, dwie godziny przed czasem. Nie za bardzo chciało mi się czekać te dwie godziny, a akurat jechał pociąg w kierunku Angermuende, więc wsiadłem i pojechałem i wysłałem SMS-a do Montera, że jestem cały zdrowy. Niestety nie miałem rozkładu i w Angermuende utknąłem na dwie godziny, gdyż skomunikowany pociąg do Szczecina nie jeździ w niedzielę. W domu byłem więc po 10.00.
Zważywszy na okoliczności, wyszło najlepiej jak mogło, zrobiłem sobie od bardzo dawna nocną jazdę w pięknych okolicznościach przyrody, jadąc pod starymi alejami drzew, oświetlonymi przez księżyc w pełni. Z drugiej choć jechałem sam, miałem świadomość, że za mną jedzie mocne ubezpieczenie kilkunastu rowerzystów. Wycieczka była na tyle długa by poczuć klimat nocnej jazdy i na tyle krótka by nie odczuwać mocnego zmęczenia z powodu braku snu.
Plusem jest też sprawdzenie dokładnego czasu przejazdu (zarówno rok jak i dwa lata temu, do Berlina jechałem wcześniej), na przyszłość jeżeli zdecyduje się na jazdę ze Szczecina, wiem, że spokojnie można wyruszyć o 02:00 – 02:30. Zresztą nawet w przypadku spóźnienia nie ma tragedii, zważywszy, że peleton jedzie ze średnią prędkością 12 km na godzinę (wliczając w to postoje).
Na „Sternfahrcie” byłem już dwa razy więc, nie mam wyrzutów sumienia, że tym razem nie pojeździłem sobie po mieście. Żałuje tylko, ze nie wiedziałem, że utknę na dwie godziny w Angermuende, zamiast czekać mogłem pojechać jeszcze do Bernau i przejechać jeszcze 30 km.
Następny Sternfahrt 2 czerwca 2013 roku.
komentarze