dornfeld prowadzi tutaj blog rowerowy

Wpisy archiwalne w miesiącu

Listopad, 2011

Dystans całkowity:1242.81 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:67:18
Średnia prędkość:18.47 km/h
Maksymalna prędkość:37.75 km/h
Suma podjazdów:310 m
Liczba aktywności:16
Średnio na aktywność:77.68 km i 4h 12m
Więcej statystyk

miasto za dnia, wypad po zmroku

  • DST 57.18km
  • Czas 03:19
  • VAVG 17.24km/h
  • VMAX 24.88km/h
  • Temperatura 5.0°C
  • Sprzęt Stevens Galant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 9 listopada 2011 | dodano: 09.11.2011

W dzień miasto ok. 11,5 km: m.in wizyta w punkcie zbiórki elektrośmieci na Firlika celem oddania starych żarówek, kabli, słuchawek, myszki do komputera i innych podobnych rzeczy. Po zmroku wypad przez Bartoszewo do Dobrej i z powrotem. W drodze powrotnej zachaczenie o Tanowo. Super klimat, potęgowany przez mgłe. W przeciwieństwie do ostatniej jazdy w godzinach szczytu, dziś jechało się bardzo przyjemnie tą trasą.



Loecknitz

  • DST 66.78km
  • Czas 03:17
  • VAVG 20.34km/h
  • VMAX 33.03km/h
  • Temperatura 8.0°C
  • Sprzęt Stevens Galant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 7 listopada 2011 | dodano: 07.11.2011



pętla do Loecknitz - przez miasto

  • DST 66.11km
  • Czas 03:14
  • VAVG 20.45km/h
  • VMAX 33.64km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • Sprzęt Stevens Galant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 6 listopada 2011 | dodano: 06.11.2011

Na początek do załatwienia sprawy na mieście, dlatego wyjazd przez Gumieńce, Stobno, Bobolin, Grambow - Ramin - Wilhelmshof - Loecknitz. Powrót przez Blankensee i Buk.



Loecknitz - 22 października



Loecknitz - 6 listopada

Jak widać pewnien element na zdjęciu zmienił swoj wygląd.



Dobieszczyn - po zmroku

  • DST 59.90km
  • Czas 03:06
  • VAVG 19.32km/h
  • VMAX 26.46km/h
  • Temperatura 9.0°C
  • Sprzęt Stevens Galant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 4 listopada 2011 | dodano: 04.11.2011

Do granicy i ani centymetra dalej. Jazda w całości po zmroku, super klimat, księżyc, czego chcieć więcej.



Dobieszczyn – na granicy po zmroku.




Za Tanowem, na drodze leśnej nr 27, kładziona jest nowa nawierzchnia o długości 5,5 km. Droga będzie się łączyć z asfaltem po drugiej stronie lasu. Tyle się dowiedziałem od osoby, która czekała na spóźnione ciężarówki z nowym kruszywem.



Niemieckie buraki na drodze i nie tylko

  • DST 100.95km
  • Czas 06:01
  • VAVG 16.78km/h
  • VMAX 37.75km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • Sprzęt Stevens Galant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 3 listopada 2011 | dodano: 03.11.2011

Dziś kółko do Loecknitz dalej przez Retzin , Grambow, Ladenthin, Pomellen, Rosow, Pargowo i dalej szlakiem Bielika. Trasa nie ważna, opisana już kilka razy, jaki jest koń każdy widzi. Większości się szlak podoba, mnie zdecydowanie nie, ze względu na nawierzchnię, która szybko ulega dekapitalizacji.

Mój fatalny nastrój wyniknął z jednego przykrego wydarzenia około 8 rano w Loecknitz, który pokazał buraczaną mentalność Niemców, której się nie widzi na pierwszy rzut oka, ale wychodzi na zewnątrz przy odpowiednim zbiegu okoliczności.

Przed Loecknitz parę minut przede mną został potrącony kot. Zwierzak przeżył zaczął się wić na jezdni, ale nie mógł się ruszać, połamane nogi. Samochodów cała masa, godzina dojazdu do pracy. Co robią kulturalni Niemcy, łącznie z kierowcą który go potrącił. Omijają kotka szerokim łukiem, nie przejadą go tylko dlatego, bo można sobie pobrudzić samochód i jest to niezgodne z przepisami.

Zastanawiam się co robić, nie wiem gdzie może być weterynarz, numerów nie znam, nawet nazwy ulicy, zabrać też nie mam jak. Żaden burak się nie zatrzymał. Ostatecznie sprawa się tak zakończyła, że zadzwoniłem dzwonkiem do domku właściciela posesji, który zabrał kociaka, który okazał się być jego własnością.


I teraz parę scenek rodzajowych z udziałem Niemców. Znam mentalność Niemców bardzo dobrze, zjechałem je wzdłuż i wszerz: kontakty przyjacielskie, rodzinne, handlowe a nawet genetyczne. Z pochodzenia teoretycznie jestem w ¼ Niemcem, o czym poniżej.

Berlin w zeszłym roku, miejsce Rathaus Steglitz a więc nie są to slumsy. Tłum ludzi, dwóch arabów, chyba Turków, co nie ma zresztą znaczenia, ciągnie rower po chodniku wraz z prowizorycznym stojakiem, szprychy są już połamane. Ktoś reaguje? Oczywiście nie.

Scenka historyczna – rodzinna. Jak już wspomniałem, mam koligacje rodzinne z Niemcami. Moja babcia z pochodzenia była Niemką, Wywodziła się Niemców galicyjskich żyjących w Polece od końca XVIII wieku. Jedną z moich pasji jest genealogia, najstarszy znany przodek urodził się w 1693 roku, przez wiele lat robiłem kwerendy archiwalne w Polsce, Niemczech, Ukrainie. Niemcy ci przeważnie nienawidzili Hitlera, następujących powodów, mieszkali oni w Polsce 200 lat, żyli tu i nie byli narażeni na propagandę, po drugie w 1939 roku przez Hitlera zostali wysiedleni do Rzeszy z kresów wschodnich włączonych do ZSRR na mocy układu Stalin – Hitler. Wszystkim automatycznie zostały nadane obywatelstwa niemieckie.

Mój pradziadek wyjeżdza do Berlina i stara się pomóc polskiej części rodziny ( listy, dokumenty w posiadaniu), tam jest właścicielem domu. Co robią lokatorzy w 1940 roku – donoszą na Gestapo o kontakty z Polakami. Berlin 1945 rok – co robią ci sami – oskarżają mojego pradziadka, że jest kapitalistą, wyzyskiwaczem, faszystą itd. Dla wielu błędem Hitlera nie było wywołanie wojny ale jej przegranie.

Tutaj mi się przypomina film, tytułu nie pamiętam, o donosicielstwie niemieckim podczas wojny na podstawie zachowanego archiwum Gestapo, jak się okazuje w miasteczku gestapowców było tylko kilku a cały system opierał się na donosicielstwie. Scena z reporterem, starsza miła Pani siedzi na ławce w parku. Reporter pokazuje jej donos i pyta, czy to Pani podpis? Tak, mój. Czy Pani ten donos napisała. Nie, to nie ja, podpis jest mój ale nie wiem skąd się wziął.

Bardzo powszechny odbiór jest taki, że Niemiec, jest kulturalny, przepuści jadąc samochodem, powie Guten Tag, nie śmieci, jak poprosi o pomoc to pomoże. Prawda, sam z tej pomocy skorzystałem już wiele lat temu jak złapałem gumę i nie zabrałem ze sobą zapasowej dętki ani łatek. W ciągu parę minut zabrałem się stopem do Eggesin do warsztatu rowerowego. Tylko kończy się to wtedy, kiedy można się w jakiś sposób narazić, ponieść szkodę finansową. Stąd nie dziwi mnie reakcja Niemca w Berlinie, podczas ostatniego festiwalu światła w Berlinie, gdzie jedna z rowerzystek najechała Niemcowi na tył roweru.

http://rammzes.bikestats.pl/603123,Szczecin-na-podboj-Berlina.html

Tak samo jak ostatnie wyniki faszystowskiej NPD za naszą granicą.


Piszę to wszystko nie dlatego, że mam jakieś uprzedzenia do Niemców jako narodu, bo przykładów przeciwnych też jest sporo np. w Polsce we wsi Biała jest kapliczka dziękczynna ku czci SS-mana który uratował ponad 400 Polaków. Jest to taka moja odpowiedź na narzekanie wśród szczecińskich bikerów jak to Polacy są chamami a Niemcy wzorem kultury. Ani jedno ani drugie nie jest prawdą i nie musimy ciągle popadać w kompleksy.




Odra



pogranicze - 8 razy na granicy polsko niemieckiej

  • DST 139.26km
  • Czas 07:24
  • VAVG 18.82km/h
  • VMAX 35.46km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • Podjazdy 310m
  • Sprzęt Stevens Galant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 1 listopada 2011 | dodano: 01.11.2011




Najdalsze punkty wycieczki: to Loecknitz i Pargowo czyli bardzo blisko, jednak podczas wycieczki zrobiłem kilka pętli w poszukiwaniu dróg na pograniczu, w tym dawnych dróg polnych łączących wsie leżące obecnie po obu stronach granicy.

Efektem był rekord życiowy pod względem ilości przekroczeń granicy państwa w ciągu jednego dnia:

1. Buk
2. Ladenthin - Warnik
3. zielona granica do Pomellen
4. Ladenthin - Warnik, drugi raz
5. Pargowo - droga rowerowa
6. Rosówek
7. Bobolin
8. Lubieszyn

Powrót po zmroku. W czasie wycieczki mieści się ok. 20 minutowe prowadzenie roweru między Barnisławem a Pommellen.

Na początku głównym celem była wizyta w Loecknitz. Drugi punkt to zobaczenie nowej ścieżki rowerowej z Pargowa do granicy celem sprawdzenia jej przydatności w przyszłych wycieczkach w kierunku Gryfina, Schwedt itd. Jak się okazało wycieczka się przedłużyła i bardzo dobrze. Największym przeciwnikiem aż do Pargowa był wiatr.



Wycieczka miała następujący przebieg. Po załatwieniu spraw w Loecknitz ruszyłem w kierunku Ladenthin, robiąc niepotrzebny ale przyjemny objazd przez Lebehn i Schwennez, zgodnie ze znakami drogowymi. Zrobiłem pierwsze małe kółko. Następnie udałem w kierunku granicy do nowo wybudowanej drogi do Warnika. Tam wpadłem na pomysł, że warto by było odnaleźć drogę z Ladenthin do Pomellen oraz przez zieloną granicę z Barnisława w kierunku Pomellen, którą akurat dziś zauważyłem na mapie. Zrobiłem w ten sposób drugie koło.




Ladenthin – Warnik




W Barnisławiu skręciłem zdecydowanie za wcześnie, koło kościoła, przy kolejnym rozwidleniu dróg skierowałem się początkowo kamienistą potem zwykłą gruntową drogę w kierunku granicy.



Na dole granica, słupek nr 775.



Widok z Niemiec do Polski. Droga prowadzi na wzgórze już po polskiej stronie, dalej prosto prowadzi aleja drzew, ja przyszedlem na górę z lewej strony, czyli źle. Na mapie widać, że niepotrzebnie wydłużyłem sobie drogę





Po stronie niemieckiej szedłem piechotą aż do wielkiej kopalni piachu. Odtąd droga była utwardzona można było wsiąść i jechać.





W Pomellen wyjechałem w tym miejscu,z drogi po lewej stronie. Trzeba ją będzie zaliczyć jeszcze raz a po minięciu granicy pójść (pojechać ) prosto (patrz: opis zdjęcia dwie pozycje wcześniej). Jak się dowiedziałem droga w prawo prowadzi do Kołbaskowa, można tam jechać nawet samochodem. Na ile te wiadomości są precyzyjne okaże się niebawem.




Następnie odnalazłem drogę do Ladenthin i ponownie znalazłem się na przejściu granicznym. Zanim to nastąpiło odwróciłem się do tyłu i zrobiłem z oddali zdjęcie Pomellen. W Warniku skręt na południe i jazda do Kołbaskowa i Rosówka. Tam odbiłem w stronę Pargowa.




W końcu znalazłem się w miejscu, opisywanym ostatnio przez większość szczecińskich cyborgów. Spojrzenie na drogę w kierunku Moczył nie wyglądało zachęcająco, pewno się tam wybiorę ale tylko raz, chyba, że położą asfalt lub zrobią inną przyzwoitą nawierzchnię.




Kościół w Pargowie. Jest różnica. Poprzednio wszystko było zarośnięte, we wnętrzu kościoła bujnie rosły drzewa.






Kościół w Pargowie w kwietniu tego roku.




Dalej drogą rowerową aż do granicy, która jest przy samej szosie z Neurochlitz – Staffelde.





Najpierw pojechałem do Staffelde a potem z powrotem do Neurochlitz. Trasę przejechałem pierwszy raz.



Z Neurochlitz jazda prosto do Rosówka. Aleja kończy się na granicy, od słupka granicznego drzewa „zagrażały” uczestnikom ruchu. Pamiętam całą batalie o tą aleję, chyba tylko dzięki protestom, na części trasy do Kołbaskowa posadzono nowe drzewa, zresztą rosną one niewiele dalej od drogi od poprzedników. Początkowo miało nie być żadnych nowych nasadzeń. Dla mnie już pożytek z tych drzew będzie niewielki.



Z powrotem postanowiłem jechać boczną drogą przez Smolęcin w kierunku Gumieniec. Jechało się jednak tam przyjemnie, że żal było jechać do domu. Właśnie teraz jechałem razem z wiatrem. W Bobolinie postanowiłem wrócić na stronę niemiecką do Schwennenz przez byłe przejście małego ruchu granicznego tuż przed zachodem słońca. Wygodniej, bezpiecznej, zwłaszcza w taki dzień i dłużej, co dziś było zaletą.



Ze Schwennenz ruszyłem do Grambow i dalej nowo wybudowaną drogą rowerową do Linken.




Z Linken ruszyłem do Lubieszyna, ostatni raz minąłem słupki graniczne. Następnie skręciłem w lewo do Dobrej, przez Wołczkowo, Głębokie i las arkoński do domu.