Znad morza nocą z armagedonem pogodowym.
-
DST
112.52km
-
Temperatura
19.0°C
-
Sprzęt Kalkhoff
-
Aktywność Jazda na rowerze
Wyjazd godzina 21:30 przed samym odjazdem. Powrót 03:30, spore opóźnienie przez burze. Dystans 109,52 km + 2,70 km w drodze na dworzec. Nad ranem w ciemności źle odczytałem wskazania licznika, stąd poprawka.
Celem wycieczki był zachód słońca nad morzem, odpoczynek od upałów i słońca i w zasadzie się udało. Wpakowałem się w mocno zapełniony pociąg jadący o 18:30 w kierunku Świnoujścia i w Wysokiej Kamieńskiej przesiadłem się do Kamienia. Nowa cena za rower to 7 zł.
Najpierw sprawdziłem prognozy na serwisie: norweskim, niemiecki, pogodynce i onecie, nigdzie słowa o możliwości wystąpienia burz, co najwyższej niewielki deszczyk i to w dużo późniejszych godzinach. Oczywiście liczyłem się z tym, że mogą wystąpić i przygotowałem solidny ekwipunek.
Po 20:00 jazda do Dziwnówka, odpoczynek na piasku i podziwianie okoliczności przyrody do 21:30. Zabrakło parę minut do zachodu, ale i tak bezpośrednio nad horyzontem były chmury.
Z powrotem jazda ładnym tempem, wspomagany wizją dalekich błyskawic pojawiających się już w Pobierowie. Przez długi jednak czas była to daleka dyskoteka na niebie, bez efektów dźwiękowych. Po minięciu Goleniowa, błyski robiły się coraz mocniejsze, wiatr był normalny wiejący w plecy, czyli płn. - wschodni. Nagle, zaczęło wiać w odwrotną stronę, co znaczyło, że burza idzie na mnie. Jak tylko usłyszałem pierwsze odgłosy zatrzymałem się pierwszym dogodnym miejscu w Rurzycy. To była dobra decyzja, gdyż po ok. 10 min., uderzył z sekundy na sekundę – dosłownie, nie w przenośni, olbrzymi huragan. Nie było by już możliwości gdziekolwiek dojechać. Zaczęła się potworna ulewa, z wiatrem i piorunami. Pierwszy raz widziałem, by w wyniku zwarć na ziemię spadały iskry, myślałem na początku, że zerwało przewody lub latarnia się przewróciła, ale jak się potem okazało instalacja była na swoim miejscu. Światło kilka razy gasło aż na samym końcu definitywnie zapanowały ciemności. Gwałtowność zjawisk zagrażała życiu w przypadku znalezienia się w złym miejscu. Sama zawierucha dosyć szybko przeszła nad Goleniów, deszcz natomiast nie przestawał padać. W końcu mi się znudziło i postanowiłem jechać nawet za cenę zmoknięcia, temperatury były na tyle wysokie, że tragedii nie ma. Dobrze zrobiłem po padało cały czas aż do samego domu i o jedną godzinę dłużej ! Jazda musiała być już wolniejsza, mnóstwo gałęzi na drogach, kałuż z niewiadomym dnem. W domu byłem około 03:30, zamiast 02:00. Za Basenem Górniczym, jadąc w kierunku centrum nie widziałem już takich szkód jak wcześniej.
Generalnie pomysł wyjazdu uważam za bardzo dobry, marzy mi się zachód i wschód przy bezchmurnym niebie np. ma wzgórzu Gosań.
Kilka fotek, ostatnia zrobiona w Dąbiu na ścieżce rowerowej:
komentarze
http://www.meteox.eu/h.aspx?r=&v=2&jaar=2013&maand=06&uur=17&minuut=30&dag=21&lightning=1