dornfeld prowadzi tutaj blog rowerowy

Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2011

Dystans całkowity:1463.65 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:71:52
Średnia prędkość:19.58 km/h
Maksymalna prędkość:38.49 km/h
Liczba aktywności:16
Średnio na aktywność:91.48 km i 5h 08m
Więcej statystyk

Loecknitz.

  • DST 66.13km
  • Czas 03:08
  • VAVG 21.11km/h
  • VMAX 37.56km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • Sprzęt Stevens Galant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 9 czerwca 2011 | dodano: 09.06.2011

Zaczyna się robić przyjemna pogoda, ale brak czasu, wolne tylko przedpołudnia i tak aż do 17 czerwca, wyjątkiem jest najbliższa niedziela ale o 12.00 trzeba być w Szczecinie na zjeździe rowerowym. Trzeba będzie zorganizować jakąś nocną jazdę i w drodze powrotnej dołączyć do jednej z grup: w Goleniowie, Stargadzie Szczecińskim lub Gryfinie.



stara mleczarnia, stary młyn i stara aleja czereśniowa - za Loecknitz

  • DST 95.47km
  • Czas 04:54
  • VAVG 19.48km/h
  • VMAX 33.08km/h
  • Temperatura 28.0°C
  • Sprzęt Stevens Galant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 8 czerwca 2011 | dodano: 08.06.2011

Szczecin - Loecknitz - Bruessow - Heidemuehle - Caselow - Rossow - Loecknitz - Szczecin

Dziś nie było już aż takich upałów, za to jest strasznie parno, ciężko się oddycha, dodatkowa groźba burz, powoduje, że nie mam ochoty, na organizowanie jakiś większych wycieczek. Dziś tradycyjny wypad do Loecknitz, plus ekstra bonus, wypad do Bruessow oraz do Caselow, żeby obejrzeć „Heidemuehle” – stary młyn wodny. Dodatkową atrakcją było zbieranie czereśni na starej tak na oko 100 letniej alei z drzewami owocowymi. Pyszne owoce, bez oprysków, ale też bez robali.



Droga rowerowa do Bruessow. Na poboczu posadzona nowa aleja dębowa, moją uwagę zwróciło zabezpieczenie drzew: drewniane pale, jako ochrona przed wiatrem, siatka, jaka ochrona przed sarnami, za drzewami leżą stare pnie, myślę, że wyznaczają granicę między terenem przydrożnym a prywatnym polem, i stanowią zaporę dla kombajnów. Dodatkowo pod drzewami wysypana próchnica. Ponadto w swojej "karierze" rowerowej już kilka razy spotkałem beczkowozy, z których podlewano młode drzewka. Nic, więc dziwnego, że posadzone drzewa przeżywają praktycznie w 100 % w przeciwieństwie do nas gdzie wycina się stare drzewa, sadzi się nowe, jeżeli jest taki wymóg a następnie wszystko zostawione jest bez pielęgnacji, by sobie spokojnie uschło.

Stara mleczarnia w Bruessow.



Brukowana „droga” do Caselow. Tu słowa wyjaśnienia. Na mapie „wędrówki rowerowe wokół Zalewu Szczecińskiego, ta droga zaznaczona jest kolorem żółtym, czyli zalicza się do dróg głównych. Na drodze głównej z Bruessow do Pasewalku także stoi znak nakazujący tu skręcić na Caselow, do którego 6 km., Pomimo, że od razu wjechałem w drogę brukową postanowiłem jechać, często się zdarza, że bruk jest tylko na krótkim odcinku a potem jest piękny asfalt. Tym razem było odwrotnie, to, co widzimy na zdjęciu to najpiękniejszy odcinek, gdzieniegdzie dało się jechać poboczem. Dalej nie było nawet tego, bruku na całej szerokości, cała na drodze było pełno błota, względnie był on nierówno ułożony, przy czym jest to bardzo delikatne określenie. Końcowy odcinek przeszedłem pieszo. Największym idiotyzmem, zadziwiającym biorąc pod uwagę, że byłem w Niemczech było to, że gdy droga ta skończyła się i znalazłem się na rozdrożu koło „Heinemuehle”, z drugiej strony ta droga została oznaczona, jaka droga leśna, bez przejazdu !!!, Była jeszcze jedna, ale oznaczona, jaka droga ślepa. Paranoja. Byłem tak wkurzony, że zapomniałem porobić zdjęć. To był minus.



Plusem na pierwszym odcinku była wspaniała aleja czereśniowa ze smacznymi owocami. Na drodze było sporo tubylców, z drabinami i wiatrami, ale na drodze zatrzymywały się osoby, by zerwać sobie tylko trochę owoców. Wszyscy oni wracali potem na drogę główną, gdy skończyła się aleja owocowa, nie spotkałem już żadnego człowieka. Na zdjęciu widoczne pojazdy amatorów niepryskanych owoców.



W domu się już wszyscy objedli i jeszcze na jutro sporo zostało.



„Heidemuehle” – młyn wodny, obok restauracja, ścieżka edukacyjna i wał zamkowy. Jeżeli ktoś chciałby tam pojechać polecam drogę z Rossow do Caselow – piękna asfaltowa droga, tu kolejny paradoks nie ma żadnego znaku w Rossow – należy skręcić w drogę kościoła „Schulweg”, po 2 km jesteśmy w Caselow, na skrzyżowaniu skręcamy w prawo wjeżdżamy na drogę brukową i jedziemy ok. 1, 4 km, docieramy do skrzyżowania, skręcamy w lewo, jesteśmy we wiosce, jedziemy prosto drogą asfaltową jesteśmy na miejscu.



Berlin miasto - jazda na dworzec i w Szczecinie z dworca do domu

  • DST 14.22km
  • Czas 00:55
  • VAVG 15.51km/h
  • VMAX 35.15km/h
  • Temperatura 30.0°C
  • Sprzęt Stevens Galant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 6 czerwca 2011 | dodano: 06.06.2011



Sternfahrt - BERLIN - Eberswalde - BERLIN

  • DST 145.00km
  • Czas 07:46
  • VAVG 18.67km/h
  • VMAX 36.21km/h
  • Temperatura 34.0°C
  • Sprzęt Stevens Galant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 5 czerwca 2011 | dodano: 06.06.2011

Dziś celem wyjazdu był "Sternfahrt 2011" w Berlinie. Dla niewtajemniczonych jest to podobno największa na świecie impreza rowerowa, liczba uczestników sięga 250 tysięcy. Z podberlińskich miast i miasteczek ruszają kolumny rowerzystów, wraz zbliżaniem się do centrum miasta dołączają kolejni rowerzyści, a wszystkie kolumny na samym końcu łaczą się w jedną. Impreza kończy się piknikiem z jarmarkiem ekologicznym na "Strasse des 17 Juni" za Bramą Brandenburską, gdzie odbywają się wszystkie najważniejsze imprezy masowe w mieście.

Szczeciński rowerzyści rozpoczynają Sternfahrt co roku w Eberswalde. W tym roku początek był o godzinie 8.00. W sumie ze Szczecina przyjechało ponad 70 osób, część pociągiem, część przyjechała rowerami wyruszając ze Szczecina o pierwszej w nocy. Ja do Eberswalde wyjechałęm z Berlina, gdzie byłem od piątku u mojego przyjaciela. Wyjazd był o 04.10, na miejscu byłem o 7.45.

Później wszystko odbyło się zgodnie z opisem, impreza była super, jedynie co przeszkadzało do koszmarny upał, jak podawała wieczorem lokalna telewizja w tym dniu po południu w Berlinie były 34 stopnie, oczywiście była to temperatura w cieniu w klatce meteorologicznej.
Tylko na samej imprezie wypiłem 4 litry napojów izotonicznych i 1 litr soku jabłkowego, pomimo to, po przyjechaniu do mieszkania znajomego czułem się odwodniony.

Oto parę zdjęć, trzeba jednak pamiętać, że „Sternfahrtu” nie da się sfotografować, bo nie da rady sfotografować 150 tysięcy rowerzystów, bo tyle było w tym roku. Jeżeli komuś wydaje się, że to dużo to dodam, że to było znacznie mniej niż w poprzednich latach. Powodem były upały oraz długi weekend, czwartek był dniem wolnym od pracy i wielu berlińczyków nie było w mieście.




Zbiórka w Eberswalde.



Przymusowy chwilowy postój, przepuszczenie karetki.



Gdzieś w Berlinie.




Postój na przepuszczenie innej kolumny rowerzystów. Zdjęcie zrobione w okolicach Kottbusser Tor.



Tu już dobrze mi znane ulice. Kottbusser Damm – w dali Hermannplatz.




Oczekiwanie na wjazd na autostradę śródmiejską.



Najlepsza część imprezy – przejazd przez autostradę, choć chwilami i ona była za wąska.



Autostrady ciąg dalszy.



Jeszcze jedno zdjęcie w odwrotnym kierunku.



Okolice „Kudammu”.



Strasse des 17 Juni.



Koniec przejazdu, zbiórka przy pomniku ku czci Armii Czerwonej.



Szczecin - Berlin

  • DST 157.57km
  • Czas 07:18
  • VAVG 21.58km/h
  • VMAX 38.49km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • Sprzęt Stevens Galant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 3 czerwca 2011 | dodano: 03.06.2011

Celem tego wyjazdu nie było zwiedzane, lecz dojazd do Berlina, by dwa dni później wyruszyć stamtąd do Eberswalde gdzie o 8.00 rano rozpoczynał się Sternfahrt z udziałem szczecińskich bikerów. Wyjazd o 4 rano przyjazd do Berlina o 13.00.

Wiatr był idealny tzn. w plecy, było gorąco, ale nie aż tak jak w następnych dniach, zwłaszcza w niedzielę.

Jedynym nieprzyjemnym a właściwie tragicznym zdarzeniem był śmiertelny wypadek w Schwedt, gdzie jak później wyczytałem na niemieckim lokalnym portalu internetowym pijany 23 latek, zjechał nagle z drogi na ścieżkę rowerową i potrącił 58 letniego rowerzystę, który wkrótce zmarł. W chwili mojego przejazdu nie było już jego uczestników, lecz jedynie rozbity samochód, rower i plama krwi na jezdni oraz służby: straż pożarna i policja. Warto pamiętać, że w Niemczech także po drodze poruszają się debile.





Aleja czereśniowa przed Garz.




Pomnik ku czci poległych w I wojnie światowej w Felchow przed Angermuende.



Kamień milowy wyznaczający odległość do Berlina, kamienie takie stawiane były od XVIII wieku. 1 mila pruska to 7532 metry.



Widok na klasztor w Chorin z głównej drogi.



Dąb pokoju w Rudnitz posadzony w 1871 roku z okazji końca wolny prusko – francuskiej.



Berlin. Granica miasta.




Pomnik Ernsta Thalmana w Berlinie.



Socrealistyczna fontanna.



rozpieprzona obręcz - nowe koło - przygotowania do Stenfahrtu

  • DST 22.53km
  • Czas 01:36
  • VAVG 14.08km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Sprzęt Stevens Galant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 2 czerwca 2011 | dodano: 02.06.2011

[b]Ponieważ ostatnio jeżdze po paskudnych drogach ze sporą ilością dziur, rozbitym szkłem itd. postanowiłem zmienić przednią oponę (gdzie było już sporo nacięć) i założyć Marathona Plusa z treningiowym bieżnikiem. Jak rower stał kołami do góry, sprawdziłem przy okazji tylnie koło, okazało się, że obręcz jest mocno skrzywiona. Innych uszkodzeń nie zauważyłem. Dziś udałem się wycentrować obręcz i na miejscu okazało się, że sprawa wygląda tak jak na zdjęciu. Podejrzewam, że ta wyrwa postała dopiero jak jechałem do serwisu, wcześniej bym zauważył, po drugie gdybym jeździł dłużej dętka wyleciała by w powietrze niszcząc dodatkowo oponę. Uszkodzenie powstało prawdopodobnie w drodze do Kamienia Pomorskiego 31 maja, gdzie wpadłem z dosyć dużą szybkością do sporej dziury, zauważyłęm ją w ostatnim momencie, gdyż była w miejscu zacienionym a ja jechałem pod ostro bijące słońce w okularach przeciwsłonecznych.

Zmiana samej obręczy nie wchodziła w grę:

1. Serwis był zawalony i musiał bym czekać z naprawą do wtorku a tu Stermfahrt za pasem.
2. Zużyta była już mocno piasta w grudniu wymienione były kulki ale wiadomo było, że jest to naprawa prowizoryczna, zaczęły się już robić minimalne luzy.

Przebieg tylnego koła: 30 tysięcy kilometrów, do dziś nie było pękniętej szprychy ani żadnego luzu. Gdybym wiedział, że będzie taki wypadek kupił bym w Niemczech takie samo koło, jak dotychczas użytkowane, gdzie dają 2 lata gwarancji na pękanie szprych.


Całość sytuacje można określić jako pechową, ze względu na sporo nerwów i dodatkowe wydatki przed Sternfahrtem, z drugiej strony wielkie szczęście, że zauważyłem usterkę i wszystko nie wyleciało w powietrze gdzieś pod Berlinem, doszły by wtedy koszty dętki i opony.

Dodatkowo wymienione zostały mocno już starte przednie klocki od hamulców a także kupione nowe rękawice, stare były również starte. Nie wypada w takich jechać zagranicą. [/b]